Na szczęście
znałam przepis na te nieszczęsne naleśniki. Podałam blondynowi potrzebne
składniki i zaczął działać. Kiedy oddawał w moje ręce torebkę z mąką, wzięłam
jej trochę do ręki i sypnęłam mu w twarz, po czym wybuchłam śmiechem.
-M-masz coś
na twa-rzy- mówiłam między śmiechem.
Westchnął
głęboko. Chwycił szmatkę I wytarł swoją buzię. Trochę białego proszku zostało
na jego włosach. Ponownie się zaśmiałam, tym razem nie mogłam się powstrzymać.
- Podaj mi
proszę tą mąkę- wskazał na produkt stojący obok mnie.
Wciąż się
śmiałam. Wyglądał tak komicznie, że grzechem by było nie zrobić mu teraz
zdjęcia. Dyskretnie wyciągnęłam telefon z kieszeni i zrobiłam mu zdjęcie.
Będzie nowa tapetka! Nie, że coś,
ale... Heh... do twarzy mu z mąką na włosach. Wyglądał wręcz uroczo!
- Laura.
Wiedzę, że zrobiłaś mi to zdjęcie. Nie jestem idiotą- powiedział nie odrywając
wzroku od miksera.- Podasz mi wreszcie tą mąkę?
Przewróciłam
oczami i podałam mu to o co wcześniej mnie prosił.
Chłopak
wsypał trochę produktu do miski, już chciał odkładać, kiedy nagle zaczął całą
paczkę sypać mi na głowę. Śmiał się przy tym niemiłosiernie.
Niech ma tą satysfakcje. Dziecko...
- Kto się
śmieje ten się śmieje ostatni- powiedziałam i chwyciłam jajko, które leżało na
blacie i cisnęłam nim w blondyna.
Oboje parsknęliśmy
śmiechem.
Po krótkiej
bitwie nie dość, że my biliśmy w mące, cieście i jajkach oraz mleku, to cała
kuchnia musiała być niezwłocznie sprzątnięta.
- Zaraz
przyjdzie Bryan i mnie zabije- oznajmiłam.
- Wezmę to
na siebie- powiedział, ściągając skorupki ze swoich włosów.- Tylko najpierw
wezmę prysznic. Mogę?
Wpuszczając
obcego kolegę do łazienki dużo nie ryzykuję. Już wpuszczenie go do domu było
nie małym głupstwem.
- Jasne!-
zgodziłam się.
Głupia ja!
Chłopak
jednak wydaje się być fajny i przyjemny. Podoba mi się to w nim. Może się
jeszcze kiedyś spotkamy.
- Chyba, że
chcesz pierwsza, bo ja mogę po tobie. W końcu to twój dom...
- Jesteś
gościem. Idź, a ja przeszukam pokój Bryana. On ma tam tyle ciuchów, że nawet
jak byś sobie coś wziął to on nawet by się nie zorientował.
No i znowu
palnęłaś idiotko!
Poprowadziłam
go do łazienki wcześniej podając mu ciuchy, które znalazłam u swojego brata. On
tam na prawdę ma całą szafę ciuchów. Sama chyba nawet tyle nie mam. Trzeba to
zmienić! Może jutro pójdę na małe zakupy?
Czemu nie? Przecież ty Lauro powinnaś raz na jakiś czas wybrać jakieś lepsze ciuchy, a nie te szma...
Blondyn po
dziesięciu minutach wyszedł. Miał jeszcze mokre włosy i wyglądał...
...seksownie?
Chyba nie ma lepszego słowa, żeby to określić. Głupia Laura gapi się na niego, mamo! Przestań! Jeszcze sobie pomyśli, że wyobrażasz sobie dziwne rzeczy z nim w roli głównej!
O mało nie
zemdlałam, kiedy go zobaczyłam. Wpatrywałam się w niego jak w obrazek.
Cudowny,
uroczy, seksowny obrazek.
- Am...
Możesz już wejść.
Jak
zaczarowana weszłam do łazienki, uprzednio zamykając drzwi.
Czułam się
okropnie...
...dziwnie. Czyli NORMA!
***
Posprzątanie
kuchni zajęło nam dobrą godzinę. Byliśmy wykończeni. Nawet nie mieliśmy produktów,
aby coś przygotować. Nic. Zero. Totalna załamka.
- Zamówimy
pizze?- spytał blondyn.
- Zjem nawet
dwa pudełka.
Nagle
usłyszeliśmy jak ktoś otwiera drzwi oraz głośno się śmieje, a raczej śmieją...
to Bryan i... i jakaś kobieta. Zmarszczyłam czoło, a Ross popatrzył na mnie
pytająco.
Bryan
przyprowadził do domu KOBIETĘ?! WOW!
Powiedziałam
do Rossa bezgłośnie to Bryan i wskazałam palcem miejsce skąd dochodziły głosy.
Wyszłam z
kuchni, a Ross podążył za mną. Kiedy zobaczyłam brata z tą...
...dziwką?
To miałaś na myśli? Jak raz się z Tobą zgodzę.
Była po
prostu baardzo skąpo ubrana. Ja się dziwię, że MÓJ BRAT przyprowadził kogoś
takiego do domu. Założyła mini, chociaż mogłaby przyjść w samej bieliźnie.
Czy on... zabawia się z panienkami, kiedy nie ma Cię w domu? O rany.
Nie... O tej
porze już dawno była bym w domu. To... o co tu chodzi?
- O! Laura.
Jak dobrze, że jesteś!- uradowany podszedł do mnie i przytulił.
Zdezorientowana
patrzyłam na tą kobietę. Dopiero wtedy zauważyłam, że szatynka trzyma w rękach
dużą, szklaną miskę zawierającą prawdopodobnie coś do jedzenia.
- Am...- Nie
wiedziałam co powiedzieć.
- A to co za
chłopak- zapytał kiedy w końcu mnie puścił.
- Kolega-
odpowiedziałam.
- Pewnie
twój chłopak- zaśmiała się szatynka.
- Nie.
Poznałam go dziś.
- Nie
przeciągajmy! Chcę jeść!- ryknął Bryan.- Zjecie z nami?
Bez
zastanowienia pokiwaliśmy z Rossem głowami. Byliśmy głodni jak nigdy (a
przynajmniej ja)!
Jedzenie
było tak pyszne, że nie zostało nic w misce, a nasze talerze były
"wyczyszczone". Szczerze mówiąc, po tych dwóch dokładkach zjadłabym
jeszcze więcej.
- Kto
przyrządził tą potrawę?- zapytałam.
- A kto
niby, młoda? Oczywiście, że ja- odpowiedziała "znajoma" Bryana.
Po tym jak
powiedziała do mnie młoda straciła u mnie kilka punktów. Nie lubię jak ktoś tak
do mnie mówi. Czuje się wtedy taka obca i niepotrzebna.
- Właśnie,
braciszku. Nie przedstawiłeś nas jeszcze- uśmiechnęłam się słodko.
- Ach! Zapomniałem-
uderzył się ręką w głowę.
Typowy
Brynek.
- Laura, to
Marcie, Marcie to Laura- przedstawił nas, a my podałyśmy sobie ręce.
A więc,
Marcie...
- To może
teraz ty?- popatrzył na mnie znacząco.
- Bryan, to Ross, Ross to Bryan.- Chłopaki zrobili to samo co my, po za
tym, że oni się do siebie uśmiechnęli.
Zdecydowanie
Ross, będzie u nas mile widziany.
- Em...
Laura- szepnął do mnie blondyn.- Muszę już iść.
- Okej.
Szkoda. Zadzwonisz?- zapytałam.
- Nawet do
ciebie napiszę- mrugnął do mnie.
Zrobiło mi
się ciepło na buzi. Czerwienię się!
Już
wstawałam z krzesła, ale blondyn zatrzymał się mnie ręką.
- Wiem gdzie
są drzwi, Księżniczko- szepnął mi do ucha.- Do widzenia!- pożegnał się z
Bryanem.
Księżniczka...
Pff, chyba Kopciuszek.
Po wyjściu
Rossa kolacja była kontynuowana. Tyle, że nie było nic do jedzenia. Marcie i
Bryan rozmawiali na dziwne tematy. Wyłapałam coś o pieniądzach i przeprowadzce.
Bryan Najwidoczniej nie był tym zachwycony. Jego mina mówiła wszystko. Mój brat
nie powinien przyprowadzić tutaj tej... Marcie. Wiem, że nigdy nie miał
szczęścia w miłości i często przeprowadzał do domu okropne dziewczyny. Pamiętam
jak przyprowadził do domu Rydel.
Miałam chyba
czternaście lat. Jeździłam na podjeździe na deskorolce (tak jeździłam, jednak
Luna powiedziała, że tylko chłopaki to robią). Bryan jak zwykle zostawił mnie
ze swoją koleżanką z pracy. Fajna była, ale miała chłopaka i wiedziałam, że nic
nie wyjdzie z nią i bratem. Po chwili zauważyłam auto, które wjeżdżało pomału na
nasze podwórko. Okazało się, że to mój braciszek z jakąś dziewczyną. Kiedy
wsiedli z auta, ukazała się przede mną średniego wzrostu dziewczyna. Miała
długie, blond włosy, czekoladowe oczy i lekki makijaż. Od razu wydawała mi się
sympatyczna. Bryan nas przedstawił. Była to właśnie Rydel.
Rozmawialiśmy
za każdym razem, kiedy do nas przyjeżdżała. Przez ten czas zdążyłam się do niej
przywiązać. Zaprzyjaźniłyśmy się i miałam nadzieję, że zostanie z nami zawsze.
Niestety więcej razy jej nie widziałam. Mój brat mówił, że musieli się rozstać
na jakiś czas. Od tego razu jej nie widziałam.
I pewnie,
nie zobaczę.
Ta Marcie
bardzo różni się od Rydel. Nawet nie ma co ich do siebie porównywać! Muszę przyznać, że Rydel była dla mnie ważna. Mogłam na nią zawsze liczyć. Rozmawiałam z nią o rzeczach, o których Bryanowi nigdy bym nie powiedziała. Była więź między nami. Jednak wyjazd Rydel ją zniszczył. Zniknęła. I muszę się z tym pogodzić.
-
Przepraszam, dziewczyny. Muszę do ubikacji- poinformował Bryan.
Przewróciłam
oczami. On od zawsze miał pęcherz wielkości orzeszka. A najgorsze jest to, że
zostawił mnie z NIĄ.
Przez chwilę
milczeliśmy. Wpatrywałam się tylko w obrus.
- Młoda? Jak
tam z twoim chłopakiem? Gdzieś go wyrwała?- zaśmiała się kpiąco.
- Słucham?-
byłam w szoku.
Niech
jeszcze zapyta o nasze życie seksualne...
- No, ten
blondyn co tu był przed chwilą -wyjaśniła.
- Am...
znamy się tylko kilka godzin....
- Wow! I już
ze sobą spaliście? Szybka jesteś!
Zatkało
mnie. Ona... myślała... Ja nie jestem dziwką! Kur...cze!
Co ona sobie
wyobraża?!
- Co ty?!
Skąd ci się to wzięło?! Nie jestem dziwką!- wybuchłam i w gniewie wyszłam z
kuchni do pokoju.
Rzuciłam się
na łóżko. Wymyślałam najgorsze przezwiska jakie tylko mogłam. Byłam bardzo zła.
Chyba nigdy nie było mi tak strasznie. To... boli.
Wyciągnęłam
telefon z kieszeni spodni. Miałam tam kilka wiadomości od Rossa.
Jednak mu na
tobie zależy.
Nie. Nikomu na Tobie nie zależy, Marano. Nie licz na to.
✉ Hej, Laurka. Wymyśliłem dla Ciebie przezwisko. Heh...
Do rzeczy. Napisz czy chcesz się może jeszcze spotkać. Fajnie by było.
Kolejna:
✉ Przypuszczam, że jeszcze siedzisz z Marcie i Bryanem.
Napisz jak było.
Postanowiłam,
że odpisze.
✉ Hej, Rossy (też coś dla Ciebie wymyśliłam). Chętnie
się z Tobą spotkam. Według mnie też było super. A co do kolacji... Jestem
bardzo wkurzona. Ta cała Marcie... Brak słów. Płakać mi się chce. Nazwała
mnie... dziwką. Cóż, nie pierwszy raz jestem tak nazywana, ale ona mnie nie
zna, a stwierdziła to... sama nie wiem po czym. Czy już każdy uważa mnie za
dziwke?
Po chwili
dostałam odpowiedź:
✉ Ross: Laura. Nie wiem co powiedzieć... Nie możesz tak
myśleć. Nikt nigdy nie miał prawa Cię tak nazywać. Jesteś wartościową, piękną
dziewczyną. Nie możesz płakać. Nie ma o co. Wiem, że to boli, ale ona nie wiedziała
co mówi. Gdybym mógł coś bym z tym zrobił, Księżniczko.
✉ A co mi zostało? Płakać.
✉ Ross: Wcale nie. Przestań o tym myśleć.
✉ A co mam robić? Na dół nie zejdę, bo jest tam ta
dziewczyna... A przyjaciół nie mam...
✉ Ross: Masz mnie.
✉ Ciebie?
✉ Ross: Dokładnie.
✉ Dziękuję. Bardzo doceniam to co dla mnie robisz.
✉ Ross: Nie masz za co, Księżniczko.
✉ Przyjdziesz do mnie jutro?
✉ Ross: Z miłą chęcią.
✉ Dobrze. Napisz, o której godzinie, a ja idę
porozmawiać z Bryanem, bo zdaje się, że ta zołza już sobie poszła.
✉ Ross: Przyjdę o 15. Do zobaczenia.
Nazwał mnie
Księżniczką już kilka razy. Czemu? Wcale nią nie byłam. Nigdy nie będę. Ale cieszy
mnie to. Fajnie by było mieć takiego przyjaciela. Jest kochany.
Zeszłam do
salonu, gdzie spotkałam bruneta siedzącego na kanapie i oglądającego telewizję.
Był zmartwiony. Czułam to.
- Bryan...-
zaczęłam.
- Lau.
Musimy porozmawiać- powiedział.
- Ja z tobą
też.
- Dlaczego
zostawiłaś Marcie samą? Co się stało?- zapytał z troską.
Zamknęłam
oczy, aby powstrzymać łzy.
- Ona...
Nazwała mnie... dziwką...
Bryan
otworzył usta z zaskoczenia.
- Jak to?
Jak śmiała?! Jak mogła tak cię nazwać?! Już nigdy jej tutaj nie spotkasz!
Raniąc ciebie skreśliła nas!- krzyczał.- Choć tu do mnie, Lunia- wyciągnął
ramiona do mnie, a ja od razu się w niego wtuliłam.
Nazwał mnie
Lunia. W jego ustach brzmi to tak bardzo opiekuńczo. Mówi tak do mnie chyba od
urodzenia. Za każdym razem robi mi się przyjemnie i poprawia mi się humor.
- Luna
powiedziała mi dziś, że nie możemy się już przyjaźnić- wyłkałam.
- Co?-
zdziwił się.
Nie
odpowiedziałam. Bardziej wtuliłam się w Bryana. Kocham tą jego czułość.
- Mam
prośbę- zaczęłam.- Przeniesiesz mnie do innej szkoły?
- Dlaczego
chcesz się przenieść?
- Nikt mnie
nie lubi. Wszyscy się ze mnie śmieją, wytykają palcami i wzywają od dziwek. Nie
chcę już tego. Proszę. Znajdę coś niedaleko, tylko proszę, nie pozwól mi tam
wrócić.- Patrzyłam w jego patrzy głęboko, czułam, że przeżywa to razem ze mną.
- Nie miałem pojęcia, że tak się tam męczysz. Lau, obiecuję, że już Cię to nie spotka. Obiecuje...
****
Hej, Misie.
Mam nadzieję, że ktoś tu jest. Haloo! Jest tu kto?
Eh... Okej. Przejdę do rozdziału... A potem będziemy się rozstawać.
Teraz pojawiła się Rydel, oczywiście jako wspomnienia. Laura nie wie, że to siostra Rossa, ale niebawem się dowie :D
A co do rozstawania... To się zastanawiam czy nie usunąć bloga... Na wattpadzie wciąż dodaję w miarę swoich możliwości :))) Jakby ktoś chciał poczytać czy coś oto moja nazwa to: SeLa1134 ;)
O i chciałam podziękować Natalie oraz Szalonej Słodkiej <3 DZIĘKUJĘ WAM MISIE <3
Miłego czytania :***
Do napisania :*
|
Auslly <3 |
PS: ZA BŁĘDY PRZEPRASZAM ;*