Kolejnego dnia nie poszłam do szkoły. Bryan pozwolił mi zostać w domu, a sam tam poszedł, aby porozmawiać z dyrektorem. Po pierwsze, chce go poinformować, że się przenoszę, a po drugie, ma zamiar powiedzieć mu jak jestem traktowana, i że nikogo to nie obchodzi. Chce mu uświadomić co się tam dzieje. Na początku, zabroniłam mu tam iść. Wzbudził by niepotrzebne zaciekawienie. Potem jednak zdałam sobie sprawę, że to dobry pomysł. Niech dyrektor wie, jak są traktowane osoby takie jak ja. Mam nadzieje, że Bryan mu nawtyka.
Tymczasem ja zostałam w domu. Trochę posprzątałam, pomyłam naczynia po śniadaniu, odkurzyłam, posprzątałam swój pokój. I takie tam inne rzeczy. Po skończeniu pracy ułożyłam się wygodnie na kanapie, włączyłam telewizor i przełączyłam na swój ulubiony kanał, gdzie akurat puszczono jeden ze starszych odcinków "Pretty Little Liars". Chwilę później sięgnęłam do stolika aby zabrać leżący na nim telefon. Zerknęłam na ekran i zastałam na nim wiadomość.
Tymczasem ja zostałam w domu. Trochę posprzątałam, pomyłam naczynia po śniadaniu, odkurzyłam, posprzątałam swój pokój. I takie tam inne rzeczy. Po skończeniu pracy ułożyłam się wygodnie na kanapie, włączyłam telewizor i przełączyłam na swój ulubiony kanał, gdzie akurat puszczono jeden ze starszych odcinków "Pretty Little Liars". Chwilę później sięgnęłam do stolika aby zabrać leżący na nim telefon. Zerknęłam na ekran i zastałam na nim wiadomość.
✉ Ross: Miłego dnia, Luniu. Widzimy się potem.
Miałam ochotę z nim porozmawiać. Wczorajszy dzień był jednym z najgorszych, a jednocześnie jednym z lepszych. Chciałam, żeby... teraz do mnie przyszedł. Żebyśmy porozmawiali, żebym znowu miała się komu wyżalić. Bardzo tego w tej chwili potrzebowałam. Nie mogłam jednak zapomnieć, że on ma też swoje życie i nie musi być na każde moje zawołanie. Może ma dziewczynę? I jej musi poświęcać więcej czasu? Albo ktoś mu się podoba? I myśli o tej osobie dzień i noc i nie może o niej zapomnieć?
Ty nią jesteś! Nie. Nie gadaj głupot przygnębiająca mnie strono!
Ty nią jesteś! Nie. Nie gadaj głupot przygnębiająca mnie strono!
Nudziło mi się dlatego wymyśliłam sobie, że chcę iść na miasto. Miałam wybór, albo pojechać na deskorolce, albo iść na piechotę. Dawno nie jeździłam, ale chyba nie straciłam wprawy. Pojechałam na desce, zostawiłam ją przy wejściu kawiarni i usiadłam przy stoliku. W budynku było tylko kilka osób, ale na szczęście nikt znajomy.
Po chwili podszedł do mnie kelner. Miał krótkie, czarne włosy, na nosie tego samego koloru okulary i po obcisłej koszuli wywnioskowałam, że jest wysportowany.
- Cześć, co podać?- zapytał, uśmiechając się do mnie.
- Poproszę koktajl truskawkowy i tiramisu- odwzajemniłam uśmiech.
- Zaraz przyniosę.
Siedziałam i rozglądałam się dookoła. Kelner przyniósł mi zamówienie, a ja zaczęłam się nim zjadać. Nagle do stolika podeszła średniej wysokości, brunetka. Była gdzieś w moim wieku.
- Hej, mogę się dosiąść?- zapytała.
- Jasne- odparłam.
- Mam na imię Lily, a ty?
- Laura.
- Miło mi- uśmiechnęła się promiennie.- Jestem tu nowa i nie za bardzo znam tu ludzi...
- Wiesz, ja zaraz idę do Skateparku. O, tu niedaleko. Może pójdziemy razem?
- Jeździsz na desce?
- Tak, od dawna. Niestety nie mogę się z nikim tym dzielić. Poza chłopakami, którzy jeżdżą.
- Nauczysz mnie?- zapytała.
Zamyśliłam się. Uczyć kogoś? Dzielić się z kimś tym co lubię? Fajnie by było. Zgodziłam się.
Dziewczyna siedziała na wprost mnie i robiła coś na swoim telefonie. Uśmiechała się od ucha do ucha. Wydawała się być miła, przyjacielska i sympatyczna. Zdawało mi się, że gdzieś ją już widziałam. Ta twarz, ten nos i te oczy... Znajome... Jednak nic sobie nie przypominałam.
- Zamawiasz coś?- zapytałam.
- Am... Nie. Jadłam w domu śniadanie- odpowiedziała.- A ty.. nie w szkole?
- Nie znoszę tam chodzić. Przepisuje się do innej. Mam czas do końca tygodnia, żeby się zastanowić gdzie bym chciała chodzić.
- O, rozumiem. Jeśli chcesz mogę ci doradzić.
- Super. Interesuje mnie szkoła muzyczna.
- Kochasz muzykę?- Zauważyłam iskierkę w jej oczach. Tak jakby się ucieszyła.
- Świata poza nią nie widzę- zachichotałam.
- Ja chodzę do szkoły muzycznej! Znaczy będę chodzić po wakacjach. Ale super! To naprawdę szkoła z poziomem. Nie zawiedziesz się. Zapiszesz się? Super by było z tobą chodzić, miałabym z kim rozmawiać.- Dziewczyna mówiła z prędkością światła, ale bez trudu ją zrozumiałam.
- Jasne. Powiem bratu, wyślemy papiery i może mnie przyjmą.
- Tylko musisz wejść na ich stronę internetową, tam będzie wszystko co potrzeba. Wyślę ci adres. Podasz swój numer?
Wymieniłyśmy się numerami, a po zapłaceniu wyszłyśmy z kawiarni. Lily nie wiedziała gdzie jest park, dlatego ja prowadziłam. Przez drogę rozmawiałyśmy, i muszę stwierdzić, że to fajna dziewczyna, która w życiu chce coś osiągnąć. Miło mi się słuchało, kiedy opowiadała o swojej rodzinie, dawnych znajomych, swoich marzeniach. Myślałam, że może czas zastanowić się i nad swoim życiem.
- Jak chodzisz idioto?!- wrzasnęła Lily, kiedy jakiś chłopak wylał na nią sok pomarańczowy.
- Chyba ty, niedorozwoju!- odkrzyknął.
Był to chłopak, w naszym wieku, przystojny, brązowe włosy, wysportowany. Mógłby się wydawać miły, jednak w tamtej chwili złość przez niego przemawiała.
- Hej! Uspokójcie się!- Próbowałam ich opanować, żeby nie doszło do żadnych rękoczynów.
- Powiedz to tej idiotce!
- Laura! Chodź!- dziewczyna pociągnęła mnie za rękę.
- Ha! Oczywiście! Najlepiej uciec od problemów!- krzyknął za nami. Dziewczyna momentalnie zawróciła. Popatrzyłam na nią i po jej minie wywnioskowałam, że wymyśliła jakąś ciętą ripostę.
- Wiesz co? Ty jesteś moim problemem, a Mama mi mówiła, że z problemami najlepiej się przespać- uśmiechnęła się łobuzersko.
Chłopak wyglądał na zniesmaczonego. Zdecydowanie ta parka nie darzy siebie sympatią.
- Wolałbym przespać się z trupem niż z tobą.
Lily i ten chłopak sprzeczali się jeszcze... jakiś czas. Krępowałam się trochę stać tak przy nich i wysłuchiwać coraz to gorszych wyzwisk. A tak poza tym staliśmy na środku ulicy i ludzie przechodzący obok patrzyli na nas jak na jakichś kosmitów. Ni stąd ni zowąd podbiegł do nas obcy chłopak. Miałam w sobie "deczko" nadziei, że to właśnie on będzie moim wybawicielem i przerwie tą dziwną kłótnie.
- Jason! Zawijaj się! Megan cię szuka! Do domu leć!
Przerażony chłopak odbiegł od nas pozostawiając zdezorientowaną Lily. Odetchnęłam z ulgą.
- A to...
Zatkałam dziewczynie buzie. Zapewne chciała powiedzieć coś nie stosownego na temat tego... chłopaka.
Ten co do nas podszedł ciągle stał pomiędzy mną a Lily. Gapił się na mnie jak w obrazek. Cóż... był przystojny, brązowe, seksownie ułożone włosy, ale jednak... to nie to. Nie, zdecydowanie nie mój gust. Może Lily, ja nie.
- To twój kolega?- zapytała brązowo włosa.
Musiałam go lekko pchnąć żeby przestał, że tak powiem "wywalać na mnie gały". Chłopak potrząsnął lekko głową, a po chwili skierował wzrok na Lily.
- Am... powtórzysz?
Brunetka przekręciła oczami i pociągnęła mnie za rękę w stronę skateparku.
Odwróciłam się, żeby ostatni raz zobaczyć chłopaka, ale już go nie było. Byłam zdezorientowana całą tą sytuacją. Jednak nie przejmowałam się tym długo. Rzuciłam deskę, którą cały czas trzymałam w ręku, na ziemię i pomału jechałam obok dziewczyny.
- Gdzie się nauczyłaś jeździć?- spytała.
Chwilę się zastanawiałam co odpowiedzieć. Jak to się zaczęło? Czemu zaczęłam to robić?
Było lato. W ogródku rosły piękne kwiaty, które kochałam wąchać. Właśnie leżałam na trawie i wpatrywałam się w błękitne niebo. Uwielbiałam patrzyć na chmury, które pływają po niebie i przedstawiają ciekawe kształty. Całkiem bose nogi oplatały kiełki trawy. Był to naprawdę przyjemny dotyk. Leżałam tam na prawdę długo. Nigdy mi się to nie nudziło. Zamknęłam oczy. Mogłam spokojnie się zrelaksować i przy okazji zdrzemnąć.
Po chwili poczułam na ramieniu lekki dotyk. Spodziewałam się, że to Bryan, ale się myliłam. Był to Jack. Przyjaźniliśmy się od dawna. Byliśmy nie rozłączni. Lubił ze mną leniuchować i oglądać niebo. Często jednak nudziło go długie nic nie robienie. Zawsze coś proponował a ja byłam chętna. Tym razem też tak było.
- Ile już tu leżysz?- zapytał, opadając na trawę obok mnie.
Ponownie zamknęłam powieki. Chciałam aby ta chwila nigdy nie minęła. Chłopak pchnął mnie lekko łokciem.
- Dla mnie krótko- odparłam.
Usłyszałam śmiech, a raczej chichot.
- Czyli jakieś trzy godziny- mruknął.- Musisz ciągle tu leżeć? Wyszła byś do przyjaciółek.
Byłam dziewczynką, która nie przepadała za towarzystwem dziewczyn. Wolałam spędzać czas z chłopakami. Przynajmniej w ich gronie byłam rozumiana. Nie byłam jakąś tam chłopczycą. Zwyczajnie chłopcy bardziej mnie interesowali. Zawsze robili rzeczy, których zwyczajnie dziewczyny by się bały. Mi to imponowało, dlatego znalazłam Jacka.
- Sam wiesz, że one są nudne.
Ponownie się zaśmiał.
- Właśnie dlatego cię tak lubię. Jesteś jedną fajną dziewczyną. Niczego się nie boisz.
Zmienił swoją pozycję na siedzącą. Poszłam w ślad za nim.
- Miło mi to słyszeć- zarumieniłam się.
Brunet wejrzał mi głęboko w oczy, następnie pochylił się i pocałował mnie w policzek.
- Mam dla ciebie ciekawe zajęcie na dziś- wykrzyknął triumfalnie.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Już nie mogę się doczekać.
Przyjaciel wstał i podał mi rękę. Chwyciłam ją i o mało nie upadliśmy na ziemię. Pociągnął mnie w stronę ulicy. Wyszliśmy przed dom. Na trawniku zobaczyłam dwie, średniej wielkości deskorolki.
- Czy ty?...- zaczęłam, ale zaniemówiłam.
- Będę cię uczyć jeździć na deskorolce! Cieszysz się?
Przytknęłam ręce do ust, a po chwili zawisłam na szyi przyjaciela.
- Jesteś najlepszym przyjacielem! Najwspanialszym!
Przez cały czas byłam uśmiechnięta od ucha do ucha. Teraz Jacka nie ma. Wyjechał kilkanaście lat temu. Bolało. Ciągle za nim tęsknię. Chciałabym żeby wrócił i znowu mnie przytulił, tak jak kiedyś to robił.
- Przyjaciel z dzieciństwa mnie nauczył- odpowiedziałam krótko.
Byłyśmy już na miejscu. Tory zajmowały bardzo dużo miejsca, dlatego każdy mógł jeździć w miarę swoich możliwości i umiejętności. Młodsi wybierali te bezpieczniejsze tory, a bardziej doświadczeni te trudniejsze. Ja osobiście byłam z tymi doświadczonymi. Każdy mnie tu znał. Bałam się, że teraz mogą nie pozwolić mi jeździć. W końcu nie przychodziłam tutaj od pół roku albo i więcej. Cieszyłam się, że żadna osoba ze skateparku nie chodziła do mojej szkoły. Byli tu starsi chłopacy. Wiem, że jeden z nich miał dwadzieścia trzy lata. Był z nas najstarszy. Miał na imię Drake. Przeważnie chodził w białych podkoszulkach, które odsłaniały mu całe ramiona i pozwalały oglądać jego tatuaże. Miał dość dziwny charakter. Wydawał się być miły, ale jego odzywki były irytujące. Myślał, że każda dziewczyna chciała by być jego. Twierdził tak, ponieważ przychodziły oglądać jak jeździ. Według mnie to bzdura. Jednak nie chciałam mu tego mówić, bo mógłby poczuć się urażony i zabronił by mi tu przychodzić. Wszyscy uważali go za „króla torów".
Zauważyłam, że nas dostrzegł i powoli się zbliżał. Za nim podążało kilka młodszych chłopaków. Jeśli dobrze pamiętam to Matt, Harry, Louis i Frank.
- Och, Marano. Jak dobrze cię widzieć. Długo cię tu nie było. Tęskniłem i zdaje mi się, że Frank także- pchnął chłopaka lekko łokciem i uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
- Drake, ja również za tobą tęskniłam.- Spojrzałam na Franka, który stał ze spuszczoną głową i szybko dodałam:- I za tobą też Frank.
- A co to za piękną koleżankę przyprowadziłaś?- spytał i zlustrował wzrokiem brunetkę.
- Ma na imię Lily i chciała się nauczyć jeździć. Macie jakąś deskę na zbyciu?
- Zawsze mamy deski dla początkujących- odpowiedział.- Mam dla ciebie propozycje Marano.
Uniosłam brew. Zapewne coś irytującego.
- Słucham.
- Może mały zakładzik? Co ty na to?
Ku mojemu zdziwieniu nie było to nic typu "Sypiasz nago?". Zawsze byłam chętna na zakłady z Drake'm . Mimo, że nie zawsze wygrywałam świetnie się przy tym bawiłam. Zazwyczaj zakładaliśmy się o drogie rzeczy, ale zadania za karę miały konsekwencje, dlatego odpuszczał mi. Kiedyś, np. musiałam wskoczyć do basenu sąsiada, a za karę kosiłam mu całe podwórko, które było tak wielkie, że zeszło mi około czterech dni...
- Zależy...- Miałam ochotę się trochę z nim podroczyć.
- Oj Marano. Nie daj się prosić.
Zaśmiałam się.
- Pod jednym warunkiem.- Złożyłam ręce.
Przekręcił głowę i prychnął.
- Będziesz mi stawiać warunki- zaśmiał się.
Nie dawałam za wygraną, wciąż stałam z założonymi rękami.
- Ech, no dobra. Niech stracę. Gadaj.
- Możesz mówić mi Laura, a nie Marano. Brzmi to jak bym należała do jakiegoś gangu.
Wszyscy, którzy stali wokoło Drake'a zaśmiali się. Popatrzyłam na Lily. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
- Ależ oczywiście. Lauro.- Znowu się zaśmiał.
- Nie wiem co jest śmiesznego w moim imieniu, Drake.
- Ach, nic, nic. Zupełnie...- przerwał.- To jak z tym zakładem?
Westchnęłam.
- Mów.
Na jego twarzy wkradł się uśmiech.
- Tak więc, chodzi o to, że trzeba przyjechać wszystkie tory bez szwanku. Bez potknięcia. Przegrany musi zjeść trzy pucharki lodów, po trzy gałki... w trzy minuty, a jeśli tego nie zrobi to kupuje nową deskorolkę.
- Zgoda.
Popatrzyłam na Lily. Zauważyłam, że jest niepewna co do tego zakładu. Ale ona nic nie ryzykuje.
Przeszył mnie dreszcz. I wcale nie należał do tych przyjemnych.
Po chwili podszedł do mnie kelner. Miał krótkie, czarne włosy, na nosie tego samego koloru okulary i po obcisłej koszuli wywnioskowałam, że jest wysportowany.
- Cześć, co podać?- zapytał, uśmiechając się do mnie.
- Poproszę koktajl truskawkowy i tiramisu- odwzajemniłam uśmiech.
- Zaraz przyniosę.
Siedziałam i rozglądałam się dookoła. Kelner przyniósł mi zamówienie, a ja zaczęłam się nim zjadać. Nagle do stolika podeszła średniej wysokości, brunetka. Była gdzieś w moim wieku.
- Hej, mogę się dosiąść?- zapytała.
- Jasne- odparłam.
- Mam na imię Lily, a ty?
- Laura.
- Miło mi- uśmiechnęła się promiennie.- Jestem tu nowa i nie za bardzo znam tu ludzi...
- Wiesz, ja zaraz idę do Skateparku. O, tu niedaleko. Może pójdziemy razem?
- Jeździsz na desce?
- Tak, od dawna. Niestety nie mogę się z nikim tym dzielić. Poza chłopakami, którzy jeżdżą.
- Nauczysz mnie?- zapytała.
Zamyśliłam się. Uczyć kogoś? Dzielić się z kimś tym co lubię? Fajnie by było. Zgodziłam się.
Dziewczyna siedziała na wprost mnie i robiła coś na swoim telefonie. Uśmiechała się od ucha do ucha. Wydawała się być miła, przyjacielska i sympatyczna. Zdawało mi się, że gdzieś ją już widziałam. Ta twarz, ten nos i te oczy... Znajome... Jednak nic sobie nie przypominałam.
- Zamawiasz coś?- zapytałam.
- Am... Nie. Jadłam w domu śniadanie- odpowiedziała.- A ty.. nie w szkole?
- Nie znoszę tam chodzić. Przepisuje się do innej. Mam czas do końca tygodnia, żeby się zastanowić gdzie bym chciała chodzić.
- O, rozumiem. Jeśli chcesz mogę ci doradzić.
- Super. Interesuje mnie szkoła muzyczna.
- Kochasz muzykę?- Zauważyłam iskierkę w jej oczach. Tak jakby się ucieszyła.
- Świata poza nią nie widzę- zachichotałam.
- Ja chodzę do szkoły muzycznej! Znaczy będę chodzić po wakacjach. Ale super! To naprawdę szkoła z poziomem. Nie zawiedziesz się. Zapiszesz się? Super by było z tobą chodzić, miałabym z kim rozmawiać.- Dziewczyna mówiła z prędkością światła, ale bez trudu ją zrozumiałam.
- Jasne. Powiem bratu, wyślemy papiery i może mnie przyjmą.
- Tylko musisz wejść na ich stronę internetową, tam będzie wszystko co potrzeba. Wyślę ci adres. Podasz swój numer?
Wymieniłyśmy się numerami, a po zapłaceniu wyszłyśmy z kawiarni. Lily nie wiedziała gdzie jest park, dlatego ja prowadziłam. Przez drogę rozmawiałyśmy, i muszę stwierdzić, że to fajna dziewczyna, która w życiu chce coś osiągnąć. Miło mi się słuchało, kiedy opowiadała o swojej rodzinie, dawnych znajomych, swoich marzeniach. Myślałam, że może czas zastanowić się i nad swoim życiem.
- Jak chodzisz idioto?!- wrzasnęła Lily, kiedy jakiś chłopak wylał na nią sok pomarańczowy.
- Chyba ty, niedorozwoju!- odkrzyknął.
Był to chłopak, w naszym wieku, przystojny, brązowe włosy, wysportowany. Mógłby się wydawać miły, jednak w tamtej chwili złość przez niego przemawiała.
- Hej! Uspokójcie się!- Próbowałam ich opanować, żeby nie doszło do żadnych rękoczynów.
- Powiedz to tej idiotce!
- Laura! Chodź!- dziewczyna pociągnęła mnie za rękę.
- Ha! Oczywiście! Najlepiej uciec od problemów!- krzyknął za nami. Dziewczyna momentalnie zawróciła. Popatrzyłam na nią i po jej minie wywnioskowałam, że wymyśliła jakąś ciętą ripostę.
- Wiesz co? Ty jesteś moim problemem, a Mama mi mówiła, że z problemami najlepiej się przespać- uśmiechnęła się łobuzersko.
Chłopak wyglądał na zniesmaczonego. Zdecydowanie ta parka nie darzy siebie sympatią.
- Wolałbym przespać się z trupem niż z tobą.
Lily i ten chłopak sprzeczali się jeszcze... jakiś czas. Krępowałam się trochę stać tak przy nich i wysłuchiwać coraz to gorszych wyzwisk. A tak poza tym staliśmy na środku ulicy i ludzie przechodzący obok patrzyli na nas jak na jakichś kosmitów. Ni stąd ni zowąd podbiegł do nas obcy chłopak. Miałam w sobie "deczko" nadziei, że to właśnie on będzie moim wybawicielem i przerwie tą dziwną kłótnie.
- Jason! Zawijaj się! Megan cię szuka! Do domu leć!
Przerażony chłopak odbiegł od nas pozostawiając zdezorientowaną Lily. Odetchnęłam z ulgą.
- A to...
Zatkałam dziewczynie buzie. Zapewne chciała powiedzieć coś nie stosownego na temat tego... chłopaka.
Ten co do nas podszedł ciągle stał pomiędzy mną a Lily. Gapił się na mnie jak w obrazek. Cóż... był przystojny, brązowe, seksownie ułożone włosy, ale jednak... to nie to. Nie, zdecydowanie nie mój gust. Może Lily, ja nie.
- To twój kolega?- zapytała brązowo włosa.
Musiałam go lekko pchnąć żeby przestał, że tak powiem "wywalać na mnie gały". Chłopak potrząsnął lekko głową, a po chwili skierował wzrok na Lily.
- Am... powtórzysz?
Brunetka przekręciła oczami i pociągnęła mnie za rękę w stronę skateparku.
Odwróciłam się, żeby ostatni raz zobaczyć chłopaka, ale już go nie było. Byłam zdezorientowana całą tą sytuacją. Jednak nie przejmowałam się tym długo. Rzuciłam deskę, którą cały czas trzymałam w ręku, na ziemię i pomału jechałam obok dziewczyny.
- Gdzie się nauczyłaś jeździć?- spytała.
Chwilę się zastanawiałam co odpowiedzieć. Jak to się zaczęło? Czemu zaczęłam to robić?
Było lato. W ogródku rosły piękne kwiaty, które kochałam wąchać. Właśnie leżałam na trawie i wpatrywałam się w błękitne niebo. Uwielbiałam patrzyć na chmury, które pływają po niebie i przedstawiają ciekawe kształty. Całkiem bose nogi oplatały kiełki trawy. Był to naprawdę przyjemny dotyk. Leżałam tam na prawdę długo. Nigdy mi się to nie nudziło. Zamknęłam oczy. Mogłam spokojnie się zrelaksować i przy okazji zdrzemnąć.
Po chwili poczułam na ramieniu lekki dotyk. Spodziewałam się, że to Bryan, ale się myliłam. Był to Jack. Przyjaźniliśmy się od dawna. Byliśmy nie rozłączni. Lubił ze mną leniuchować i oglądać niebo. Często jednak nudziło go długie nic nie robienie. Zawsze coś proponował a ja byłam chętna. Tym razem też tak było.
- Ile już tu leżysz?- zapytał, opadając na trawę obok mnie.
Ponownie zamknęłam powieki. Chciałam aby ta chwila nigdy nie minęła. Chłopak pchnął mnie lekko łokciem.
- Dla mnie krótko- odparłam.
Usłyszałam śmiech, a raczej chichot.
- Czyli jakieś trzy godziny- mruknął.- Musisz ciągle tu leżeć? Wyszła byś do przyjaciółek.
Byłam dziewczynką, która nie przepadała za towarzystwem dziewczyn. Wolałam spędzać czas z chłopakami. Przynajmniej w ich gronie byłam rozumiana. Nie byłam jakąś tam chłopczycą. Zwyczajnie chłopcy bardziej mnie interesowali. Zawsze robili rzeczy, których zwyczajnie dziewczyny by się bały. Mi to imponowało, dlatego znalazłam Jacka.
- Sam wiesz, że one są nudne.
Ponownie się zaśmiał.
- Właśnie dlatego cię tak lubię. Jesteś jedną fajną dziewczyną. Niczego się nie boisz.
Zmienił swoją pozycję na siedzącą. Poszłam w ślad za nim.
- Miło mi to słyszeć- zarumieniłam się.
Brunet wejrzał mi głęboko w oczy, następnie pochylił się i pocałował mnie w policzek.
- Mam dla ciebie ciekawe zajęcie na dziś- wykrzyknął triumfalnie.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Już nie mogę się doczekać.
Przyjaciel wstał i podał mi rękę. Chwyciłam ją i o mało nie upadliśmy na ziemię. Pociągnął mnie w stronę ulicy. Wyszliśmy przed dom. Na trawniku zobaczyłam dwie, średniej wielkości deskorolki.
- Czy ty?...- zaczęłam, ale zaniemówiłam.
- Będę cię uczyć jeździć na deskorolce! Cieszysz się?
Przytknęłam ręce do ust, a po chwili zawisłam na szyi przyjaciela.
- Jesteś najlepszym przyjacielem! Najwspanialszym!
Przez cały czas byłam uśmiechnięta od ucha do ucha. Teraz Jacka nie ma. Wyjechał kilkanaście lat temu. Bolało. Ciągle za nim tęsknię. Chciałabym żeby wrócił i znowu mnie przytulił, tak jak kiedyś to robił.
- Przyjaciel z dzieciństwa mnie nauczył- odpowiedziałam krótko.
Byłyśmy już na miejscu. Tory zajmowały bardzo dużo miejsca, dlatego każdy mógł jeździć w miarę swoich możliwości i umiejętności. Młodsi wybierali te bezpieczniejsze tory, a bardziej doświadczeni te trudniejsze. Ja osobiście byłam z tymi doświadczonymi. Każdy mnie tu znał. Bałam się, że teraz mogą nie pozwolić mi jeździć. W końcu nie przychodziłam tutaj od pół roku albo i więcej. Cieszyłam się, że żadna osoba ze skateparku nie chodziła do mojej szkoły. Byli tu starsi chłopacy. Wiem, że jeden z nich miał dwadzieścia trzy lata. Był z nas najstarszy. Miał na imię Drake. Przeważnie chodził w białych podkoszulkach, które odsłaniały mu całe ramiona i pozwalały oglądać jego tatuaże. Miał dość dziwny charakter. Wydawał się być miły, ale jego odzywki były irytujące. Myślał, że każda dziewczyna chciała by być jego. Twierdził tak, ponieważ przychodziły oglądać jak jeździ. Według mnie to bzdura. Jednak nie chciałam mu tego mówić, bo mógłby poczuć się urażony i zabronił by mi tu przychodzić. Wszyscy uważali go za „króla torów".
Zauważyłam, że nas dostrzegł i powoli się zbliżał. Za nim podążało kilka młodszych chłopaków. Jeśli dobrze pamiętam to Matt, Harry, Louis i Frank.
- Och, Marano. Jak dobrze cię widzieć. Długo cię tu nie było. Tęskniłem i zdaje mi się, że Frank także- pchnął chłopaka lekko łokciem i uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
- Drake, ja również za tobą tęskniłam.- Spojrzałam na Franka, który stał ze spuszczoną głową i szybko dodałam:- I za tobą też Frank.
- A co to za piękną koleżankę przyprowadziłaś?- spytał i zlustrował wzrokiem brunetkę.
- Ma na imię Lily i chciała się nauczyć jeździć. Macie jakąś deskę na zbyciu?
- Zawsze mamy deski dla początkujących- odpowiedział.- Mam dla ciebie propozycje Marano.
Uniosłam brew. Zapewne coś irytującego.
- Słucham.
- Może mały zakładzik? Co ty na to?
Ku mojemu zdziwieniu nie było to nic typu "Sypiasz nago?". Zawsze byłam chętna na zakłady z Drake'm . Mimo, że nie zawsze wygrywałam świetnie się przy tym bawiłam. Zazwyczaj zakładaliśmy się o drogie rzeczy, ale zadania za karę miały konsekwencje, dlatego odpuszczał mi. Kiedyś, np. musiałam wskoczyć do basenu sąsiada, a za karę kosiłam mu całe podwórko, które było tak wielkie, że zeszło mi około czterech dni...
- Zależy...- Miałam ochotę się trochę z nim podroczyć.
- Oj Marano. Nie daj się prosić.
Zaśmiałam się.
- Pod jednym warunkiem.- Złożyłam ręce.
Przekręcił głowę i prychnął.
- Będziesz mi stawiać warunki- zaśmiał się.
Nie dawałam za wygraną, wciąż stałam z założonymi rękami.
- Ech, no dobra. Niech stracę. Gadaj.
- Możesz mówić mi Laura, a nie Marano. Brzmi to jak bym należała do jakiegoś gangu.
Wszyscy, którzy stali wokoło Drake'a zaśmiali się. Popatrzyłam na Lily. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
- Ależ oczywiście. Lauro.- Znowu się zaśmiał.
- Nie wiem co jest śmiesznego w moim imieniu, Drake.
- Ach, nic, nic. Zupełnie...- przerwał.- To jak z tym zakładem?
Westchnęłam.
- Mów.
Na jego twarzy wkradł się uśmiech.
- Tak więc, chodzi o to, że trzeba przyjechać wszystkie tory bez szwanku. Bez potknięcia. Przegrany musi zjeść trzy pucharki lodów, po trzy gałki... w trzy minuty, a jeśli tego nie zrobi to kupuje nową deskorolkę.
- Zgoda.
Popatrzyłam na Lily. Zauważyłam, że jest niepewna co do tego zakładu. Ale ona nic nie ryzykuje.
Przeszył mnie dreszcz. I wcale nie należał do tych przyjemnych.
***
Cześć Wam!
Na początek chciałam Was przeprosić, że długo nie oddawałam :/ Musiałam to wszystko przemyśleć :) Chyba rozumiecie.
Teraz dodaje, bo.... Sama nie wiem. Może jednak ktoś się znajdzie :)
No teraz idę oglądać serialik... nie zdradzę Wam jaki :*
Bajo <3
Kacuszki :**
Na początek chciałam Was przeprosić, że długo nie oddawałam :/ Musiałam to wszystko przemyśleć :) Chyba rozumiecie.
Teraz dodaje, bo.... Sama nie wiem. Może jednak ktoś się znajdzie :)
No teraz idę oglądać serialik... nie zdradzę Wam jaki :*
Bajo <3
Kacuszki :**
![]() |
Lyncho *.* <3 |